25 maja.
Obudziłem się jak zwykle spóźniony, zerwałem się z łóżka i skacząc po pokoju zacząłem ubierać się w swój garnitur w którym musiałem chodzić do pracy, nawet nie miałem czasu by zjeść śniadanie zdążyłem tylko zostawić Harremu kartkę z napisem "Kocham Cię" którą pisałem mu codziennie, już od sześciu lat. Wybiegłem z naszego mieszkania i po znalezieniu kluczyków w kieszeni wsiadłem do tego pieprzonego rzęcha zwanego potocznie moim autem.
-No weź odpal.-Jęczałem prosząc.-Proszę cię! Zatankuje cię dzisiaj do pełna tylko weź kurwa mać odpal.-W końcu po piątej próbie mi się udało, samochód odpalił a ja mogłem już w spokoju pojechać do pracy, no może nie aż w takim spokoju bo James na pewno nieźle opierdoli mnie za to spóźnienie, fiut jebany. Mówiłem już że go nienawidzę? Nie? To teraz mówię, nienawidzę go! Pieprzony lizus, w życiu wylizał więcej dup niż ja kiedykolwiek miałem zamiar, choć to ja jestem gejem. Ale dzisiaj postanowiłem się nim nie przejmować, to jest nasz dzień, mój i Harrego i nic nie jest w stanie mi go zepsuć. Po wejściu do biura od razu spodziewałem się opieprzu, ale James nie był na mnie zły, uśmiechnął się blado mówiąc mi cześć i nawet spytał czy wszystko w porządku, odpowiedziałem że tak no bo co innego miałem powiedzieć, po za tym James nie był osobą której kiedykolwiek chciałbym się zwierzać. Zabrałem się za moją jakże "interesującą" pracę, do 12:30 był zajęty tym co zawsze ale równo o 12:31 zrobiłem sobie przerwę na odsłuchanie wiadomości od Harrego. To już było tradycją, co roku w ten sam dzień, o tej samej godzinie robiłem sobie przerwę i słuchałem wiadomości którą Harry nagrał mi na sekretarce w dzień naszego ślubu. Rozsiadłem się wygodnie w swoim fotelu i przymykając oczy przyłożyłem telefon do ucha i nacisnąłem play.
-Cześć misiaku.-Usłyszałem jego wesoły głos.-Urwałem się z Zaynem z zajęć i idziemy szukać jakiegoś baru gdzie będziemy mogli wyprawić wesele. Jestem taki podekscytowany.-Zapiszczał.- Mam nadzieje że ten fiut wypuści cię dzisiaj wcześniej z pracy bo chcę ostatni raz zerżnąć twoją kawalerską dupę.-Wysapał do słuchawki ponętnym głosem.-Dobra kończę bo Zayn jest co najmniej zdegustowany moją wypowiedzią.-Zachichotałem, zawsze chichoczę przy tym momencie.- Kocham cię, papapap misiaku.-Cmoknął w słuchawkę.-Znajdziesz mnie przy ołtarzu.-Powiedział po czym się rozłączył, włączyłem to sobie jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz. W końcu o 13:14 wróciłem z powrotem do pracy, muszę się dzisiaj wcześniej zwolnić żeby przygotować kolację więc teraz już bez obijania. O 15:28 zadzwonił do mnie Liam.
-Hallo?-Odebrałem, nie miałem czasu na rozmowę bo zostało mi jeszcze pół godziny do wyjścia a nadal miałem wiele do zrobienia.
-Cześć Lou.-Powiedział wesoło.-Zastanawialiśmy się z Nillem czy nie chcesz dzisiaj z nami gdzieś wyjść, do jakiegoś baru, upijemy się będzie fajnie.
-Li przecież wiesz że nie mogę, mamy dzisiaj rocznicę.-Powiedziałem wkurzony, jak on mógł o tym zapomnieć.
-Louis..-Zaczął ale nagle zamilkł, w tle usłyszałem głos Nialla.-No dobra to może kiedy indziej, miłego wieczoru.-Westchnął smutno.
-Dziękuje.-Powiedziałem po czym rozłączyłem się, co mu dzisiaj odpierdoliło?
O 16:20 już byłem w supermarkecie robiąc zakupy na dzisiejszą kolację, zrobię dzisiaj kurczaka bo Harry uwielbia kurczaka, pod każdą postacią. Po zrobieniu zakupów pojechałem do parku, to także było już tradycją, co roku przychodziłem tutaj na plac zabaw, siadałem na huśtawkę i bujałem się przez chwilę, tak jak pewnego dnia gdy byłem tu z Harrym.
-Nie jesteś za duży na huśtawkę.-Zapytała jakaś dziewczynka siadając na drugiej huśtawce.
-Nigdy nie jest się za dużym na huśtawkę.-Odpowiedziałem jej z szerokim uśmiechem.
-Jak masz na imię?
-Louis a ty?
-Maggie.-Podała mi swoją malutką rączkę, mogła mieć tak z jakieś siedem lat, uściskałem ją uprzejmie.-A co tutaj robisz?-Zadała kolejne pytanie, była typem ciekawskiego dziecka, dało się to usłyszeć w jej głosie gdy zadawała pytania.
-Wspominam.
-A co?
-Jak mój mąż mi się tutaj oświadczył.-Odpowiedziałem z szerokim uśmiechem, w mojej głowie pojawił się obraz loczka padającego przede mną na kolana i proszącego mnie żebym wyszedł za niego za mąż, byliśmy wtedy szczeniakami a już wiedzieliśmy że to uczucie na całe życie.
-A kiedy to było?
-Siedem lat temu.-Odpowiedziałem, to może było dziwne ale odczekaliśmy równo cały rok żeby się pobrać i tym sposobem rocznicę zaręczyn i ślubu mamy w tym samym dniu.
-I ty przychodzisz tutaj tak co roku?
-Tak.
-Wow, to ty musisz go mocno kochać.-Powiedziała Maggie w zadumie.
-Tak właśnie go kocham.
-Muszę już iść.-Zerwał się z miejsca widząc że jakaś kobieta macha w jej stronę.-Pozdrów go ode mnie.-Powiedziała machając mi na pożegnanie.
-Tak zrobię.-Odmachałem jej, chwilę jeszcze tak posiedziałem po czym wróciłem do domu i wziąłem się za robienie kolacji. Na stole wciąż leżała kartka którą na rano zostawiłem Harremu, on nigdy ich nie ruszał ale byłem w stu procentach pewien że je czyta. O dwudziestej wszystko było już gotowe, stół był zastawiony, wszędzie paliły się świeczki a w tle po cichu leciały nasze ulubione piosenki. Ubrany w garnitur usiadłem na krześle po czym nalałem wina do naszych kieliszków, uśmiechnąłem się szeroko i unosząc kieliszek w górę powiedziałem.-Wszystkiego najlepszego z okazji naszej rocznicy kochanie.-Ale odpowiedziała mi cisza, w końcu Harry nie żyje już od pięciu lat.
I oto jestem z trzecią już historyjką na tym blogu, to jest pierwszy raz gdy uśmiercam głównego bohatera, jest to zupełnie nie w moim stylu ale ten pomysł wpadł mi do głowy tak nagle i tak bardzo chciał zostać opisany że nie mogłam mu odmówić. Mam nadzieje że podoba wam się ten one shot, bo mi osobiście to nawet się podoba, choć mógłby być lepszy, no nic. Niedługo pewnie znowu się odezwę z jakąś nową historią, liczę na wasze komentarze, kocham was <3 papapa xx
sobota, 22 czerwca 2013
niedziela, 2 czerwca 2013
One Day
Harry i Louis spotykają się w noc po ceremonii zakończenia studiów. Jutro każde pójdzie własną drogą. Czy ta jedna noc spędzona w ciasnym mieszkaniu Louisa zmieni coś w ich życiu, czy to będzie kolejna jednorazowa przygoda których mieli już wiele w swoim życiu?
15 lipca 2014 Edynburg
W pokoju było ciepło od parującej wody, w powietrzu czuć było papierosy i smród cynamonowych świeczek zapachowych które zapalili żeby oświetlić łazienkę, choć teraz nie było to już potrzebne bo na dworze robiło się już coraz jaśniej. Ciszę co chwile przerywały dźwięki kapiącego kranu i głośne śmiechy chłopców.
-Ała to parzy.-Jęknął Harry zasysając powietrze.
-Bo to wosk skarbie.-Powiedział Louis poruszając brwiami. Siedzieli w tej wanie już drugą godzinę i co parę minut musieli dopuszczać sobie ciepłej wody.
-Więc czemu każesz wkładać mi w niego palec?-Dopiero gdy Harry wypowiedział te słowa zdał sobie sprawę jak to zabrzmiało.
-A co? Nigdy nie robiłeś tak jak byłeś mały?-Niebieskooki był teraz za bardzo zafascynowany ogniem by zwrócić uwagę na zboczone uwagi Stylesa.
-Miałem zabawki.-Rzucił ironicznie.
-A no tak, zapomniałem że dzisiaj poszedłem do łóżka z facetem z wyższych sfer i oni tam w tych wyższych sferach nie mają świeczek tylko kryształowe żyrandole.-Harry był synem producenta filmowego i właścicielki jednego z najlepszych salonów fryzjerskich w Londynie, a Louis był synem zwykłego księgowego i pielęgniarki i Harrego powoli wkurzało już to że Lou cały wieczór wypomina im tą różnicę w statusie społecznym.
-A pierdol się.-Westchną Harry trochę obrażonym tonem tak że Louis przestraszył się że w tej chwili naprawdę go uraził.
-Wolałbym żebyś ty to zrobił.-Wyszeptał do jego ucha, przejeżdżając palcem na którym nadal było trochę wosku, po policzku lokowatego.-Zrób to tak namiętnie jak zrobiłeś to w przedpokoju, tak czule jak w sypialni, z taką pasją z jaką pieprzyłeś mnie w kuchni, i tak romantycznie jak godzinę temu w tej wannie.-Przejechał językiem wzdłuż jego szyi.
-Jesteś niewyżyty.-Zachichotał kręcąc w rozbawieniu głową ale nie mógł ukryć że prośba Louisa podziałała na niego.
-Nie, tylko po prostu niespełniony.
-Pff, challenge accepted.-Harry położył ręce na biodrach swojego kochanka przyciągając go bliżej do siebie, wanna była dość duża a w porównaniu do ciasnego mieszkania Tomlinsona to była aż ogromna. Zaczął składać pocałunki na piersi Louisa robiąc to tu to tam malinki, jedną rękę położył na jego tyłek a w drugą złapał jego członka. Louis wplątał dłonie we włosy zielonookiego i mocnym szarpnięciem sprawił żeby patrzył mu się proso w oczy.
-Nie baw się ze mną.-Warknął składając pocałunek na ustach Harrego. Loczek porzucił od razu całą grę wstępną, chwycił Louisa mocno za biodra i po uniesieniu go lekko do góry wszedł w niego pewnie i szybko.
-Aggg!-Warknął Tomlinson na co Harry trochę zwolnił.-Nie przerywaj.-Wysapał w usta loczka. Harry poruszał się w jednym i tym samym tempie, było mu dobrze tak jak nigdy za życia, może to przez ten nastrój, przecież w głębi duszy jest romantykiem tylko ukrywa to pod grubą maską dupka. A może to przez Louisa, zazwyczaj Harry ograniczał się tylko do jednego stosunku ze swoją zdobyczą a potem uciekał gdy tylko jego kochanek zasną, a dziś było inaczej. To Louis był inny, nie zasypiał tak jak inni faceci, po ich pierwszym seksie który odbył się na kanapie w saloniku, zrobił mu kawy i zaczął opowiadać o sobie. Gdy Harry pomyślał że już czas się zbierać, Louis zaciągnął go do sypialni gdzie robili takie rzeczy o których się Harremu nie śniło. Chwilę po tym jak Harry uspokoił swój oddech po chyba najlepszym orgazmie w życiu Louis zapytał go czy nie jest głodny, a że był to poszli do kuchni i siedząc na golasa przy naprawdę małym stoliku jedli kanapki z dżemem, a że Harry od urodzenia był trochę ślamazarą to oczywiście musiał się ubrudzić. Tak więc po zlizaniu przez Louisa odrobiny dżemu z torsu Hazzy, doszło do ich 3 stosunku tej nocy, a że po zabawie z dżemem strasznie się kleili w końcu wylądowali w wanie.
-Nie zapomnę tej nocy do końca życia.-Wysapał Harry czując że jest już coraz bliżej.
-Właśnie o to się cały czas staram.-Woda rozlewała się po podłodze a ich krzyki były tak głośne że pani Murray która mieszka za ścianą łazienki Louisa jutro pewnie znowu będzie się czepiać że bierze on za głośne kąpiele o 5 nad ranem. Nagle poczuł na swoim członku dłoń Harrego która poruszała się coraz szybciej i szybciej.-O ttak, ymmm, Hazz, hmmm.-Jego drżący głos nie pozwalał mu na nic więcej tylko krótkie pojękiwanie.-Aggg!!!!-Poczuł jak rozkoszy przechodzi przez jego ciało, od stóp aż po czubek nosa. Tak pięknych orgazmów nie doświadczał często, a takich że chciało mu się śpiewać to jeszcze nigdy nie doświadczył.
-Co teraz panie Tomlinson?-Zapytał Harry nadal trzymając ręce na jego biodrach.
-Powinniśmy się trochę przespać.-Mruknął.
-Po co? Nic jutro nie musimy. Żadnych terminów, zaliczeń...
-Tylko całe życie przed nami.-Odparł sennie. Harry uśmiechnął się wyobrażając sobie nagle całe życie u boku Louisa ''Co?! Nie, stop!'' zganiał się za tą fantazję ''To tylko jednorazowa historia, zajebista ale jednorazowa''. Wyszli z wanny i po wytarciu się wrócili do łóżka, nie zakładali nic na siebie, Harry zawsze spał nago i najwidoczniej Louis tak samo, a może po prostu nadal liczył na jakiegoś loda lub coś.
Leżąc mocno do siebie przytuleni na jedno osobowym łóżku oboje nie mogli zasnąć, w pokoju było cicho, słychać było tylko ich spokojne oddechy.
-No więc co o tym myślisz Hazz?-Zapytał nagle Louis.
-Hazz? Kto to jest Hazz?
-Ludzie nazywają cię Hazz. Słyszałem.
-Tak, przyjaciele.
-To mogę nazywać cię Hazz?
-W porządku Loueh.-Zaśmiał się Harry, Louis był trochę zaskoczony tym jak nazwał go Harry, nikt nigdy wcześniej go tak nie nazywał a ludzie różnie go nazywali Louis, Lou, Tommo, mama mówiła nawet BooBear ale nikt nie mówił Loueh.
-To teraz mi powiedz o co ci chodziło z tym pytanie co o tym myślę.-Głos Harrego wyrwał go z rozmyślań nad swoim nowym przezwiskiem.
-No co myślisz o nas. Myślisz że to miłość?-Zaśmiał się.
-Idź spać, dobra?
-To przestań się gapić na mój nos.-Otworzył oczy, niebieskie, przenikliwe, błyszczące, najpękniejsze jakie Harry kiedykolwiek widział.-Jaki jutro jest dzień?
-Masz na myśli dzisiaj?-Harry przejechał dłonią po plecach Louisa tak że ten dostał dreszczy.
-Tak dzisiaj.Ten nowy spaniały dzień przed nami.
-Poniedziałek, 15. Dzień Świętego Swithina.
-To znaczy?
-Tradycja mówi że jak dzisiaj będzie padać, to będzie padać przez następne czterdzieści dni albo całe lato, czy coś w tym stylu.-Powiedział machając ręką.
-Bez sensu.-Louis zmarszczył czoło.
-Taki przesąd.
-Gdzie ma niby padać? Zawsze gdzieś pada.
-Na grobie Świętego Swithina. Jest pochowany na terenie katedry w Winchester.
-Skąd to wszystko wiesz?
-Chodziłem tam do szkoły.
-Aha.-Wymamrotał Louis w poduszkę.
-''Święty Swithin w strugach deszczu Coś tam, coś tam będzie jeszcze.''-Zacytował a raczej sprubował zacytować Harry.
-Harry, to było piękne.-Powiedział Louis po czym obaj wybuchnęli śmiechem.-Hazz?
-Loueh?
-A co jeśli nie będzie dziś padać?
-Aha?
-Co robisz później?-''Powiedz mu że jesteś zajęty'' nakazał sobie Harry w myślach.
-Nic szczególnego.
-To może zrobimy coś razem?-''Poczekaj, aż zaśnie i uciekaj''.
-Okej zróbmy coś.-Uśmiechnął się.
-Nowy dzień.-Wymamrotał Louis z zamkniętymi oczami.
-Jeden dzień.-Dodał Harry.
Obudzili się jakoś tak po pierwszej, oboje byli nadal niewyspani ale nie chcieli o tym mówić, w końcu mieli spędzić razem dzień. Lecz teraz gdy cały alkohol wyparował z ich krwi czuli się trochę niezręcznie, było to dla nich obojga coś nowego bo jeszcze nigdy nie szli na randkę z osobami z którymi zeszłej nocy uprawiali seks. Ale czy to była randka? Nie, raczej przyjacielski wypad na miasto, po całej nocy uprawiania seksu. Postanowili że wybiorą się na piknik na tak zwany szczyt Fotela Króla Artura który był wręcz ulubionym miejscem studentów w tym mieście. Ubrali się i wyruszyli. Niestety szczyt Fotela Króla Artura był pełen turystów i zblazowanych, zmęczonych po wczorajszych imprezach tegorocznych absolwentów. Harry i Louis machali co jakiś czas nieśmiało, pozdrawiając znajomych, ale starali się trzymać dystans, by nie prowokować plotek, nawet teraz, na sam koniec. Gdy znaleźli już odpowiednie miejsce, usiedli na trawie i otworzyli butelkę szampana którą wzięli ze sobą. Popijając napój rozmawiali opowiadając sobie o swojej przeszłości i planach na przyszłość, co chwilę wybuchając śmiechem. W końcu zasnęli, gdy szampan i słońce uderzyło im trochę do głowy, stwierdzili że lepiej będzie jeśli się chwilę zdrzemną bo czasami zechce im się powtarzać zeszłą noc. Leżeli obok siebie aż Harry obudził się raptownie o piątej. Pozbierali puste butelki i resztki po pikniku i zaczęli powoli schodzić w stronę miasta i domu. Kiedy zbliżali się do wyjścia z parku, Louis uświadomił sobie że niedługo będą musieli się pożegnać i istnieje wielkie prawdopodobieństwo że już się nigdy nie zobaczą. Nawet jeśli się kiedyś spotkają to będzie to przelotne i formalne, a Harry z pewnością szybko zapomni, co zdarzyło się w małym, wynajętym mieszkaniu Louisa. Zaczął ogarniać go żal i poczuł że jeszcze nie chce się z nim rozstawać. Druga noc. Louis zapragnął spędzić z nim jeszcze jedną noc. Doszli do bramy parku, do miejsca gdzie powinni się pożegnać. Louis zaczął szurać butem po żwirowej ścieżce i drapać się po głowie.
-No cóż, chyba lepiej.-Zaczął Lou, Harry wziął go za rękę.
-Słuchaj, może wpadniesz na drinka?-Zapytał trochę skrępowany, Louis usiłował ukryć radość.
-Co teraz?
-Albo chociaż przejdziesz się ze mną do domu.
-A nie przychodzą do ciebie przypadkiem rodzice?
-Tak, wieczorem, jest dopiero wpół do szóstej, mamy czas.-Harry puścił niebieskookiemu oczko, masował jego dłoń kciukiem a Louis udawał że podejmuje decyzje.
-No dobra chodźmy.-Wzruszył ramionami z udawaną obojętnością. Gdy przechodzili przez tory kolejowe na North Bridge i wchodzili do Nowego Miasta, Harry miał już gotowy plan. Kiedy przyjdą do domu, natychmiast zadzwoni do rodziców i umówi się z nimi na ósmą w restauracji zamiast na szóstą trzydzieści w jego mieszkaniu. Liam jest u swojej dziewczyny więc będą mieli dwie godziny tylko dla siebie, i będzie on mógł znowu dotknąć Louisa, i znowu poczuć go w sobie. Będą jeszcze szli jakieś piętnaście minut a Harry z trudem mógł złapać oddech, powinni wziąć taksówkę. Być może Louis myślał o tym samym bo schodząc w dół Dundas Street, oboje szli bardzo szybko, dotykając się czasem łokciami.
-Już niedaleko.-Powiedział Harry i uśmiechnął się, Louis też się uśmiechnął a potem zaczął się śmiać chwytając go za rękę, jakby do potwierdzenia tego co ma się zaraz stać. Prawie biegli. Harry powiedział że mieszka pod numerem 35 i Louis odliczał w głowie mijane domy. 75, 73, 71, już nie daleko. Nie mógł złapać oddechu i było mu niedobrze. 47, 45, 43. Jego bok przeszył ostry ból i miał zdrętwiałe palce, a Harry ciągnął go za rękę gdy śmiali się i biegli wzdłuż ulicy. Nagle zatrąbił jakiś samochód. ''Nie zwracaj na to uwagi,biegnij, cokolwiek się stanie nie zatrzymuj się'' nakazał sobie w duchu. Ale nagle kobiecy głos zawołał '''Harry, Harry'' i wszystkie jego nadzieje wyparowały. Louis czuł się jakby uderzył w mur. Jaguar ojca Harrego stał pod numerem 35 a jego matka właśnie wysiadała z samochodu i machała do niego. Harry nigdy się nie spodziewał, że będzie tak zawiedziony na widok swoich rodziców.
-Jesteś wreszcie, czekaliśmy na ciebie.
Louis poczuł jak Harry natychmiast puszcza a raczej odrzuca jego rękę. Przeszedł przez ulicę i uściskał matkę. Pani Styles jest wyjątkowo piękna i gustownie ubrana, zauważył Louis, a ojciec natomiast jest wysoki, posępny, zaniedbany i ewidentnie zdegustowany tym że musiał czekać na syna. Matka spojrzała znad ramienia Harrego w oczy Louisa i uśmiechnęła się przepraszająco, jakby wiedziała. Potem wszystko potoczyło się znacznie szybciej, niż życzył by sobie Harry. Jedynym wyjściem było zaprowadzenie ich jak najszybciej do mieszkania ale jego ojciec pytał gdzie ma zaparkować, matka gdzie był cały dzień, a Louis stał parę kroków z boku, niczym służący, pełen powagi i całkowicie zbędny, zastanawiając się kiedy zaakceptować porażkę i wrócić do domu.
-Myślałam że ci powiedziałam że będziemy o szóstej...-Zaczęła matka Harrego.
-Właściwie to o szóstej trzydzieści.-Wtrącił Harry.
-Zostawiłam ci wiadomość na sekretarce...
-Mamo, tato, to jest mój przyjaciel Louis.-Powiedział szybko żeby uniknąć tłumaczenia matce że nie było go od rana w domu.
-Miło cię poznać Louis. Anne.-Wyciągnęła rękę w stronę Louisa.-Opaliłeś się trochę. Gdzie byliście cały dzień?
-...bo jak dostanę mandat Harry...
Harry spojrzał na Louisa przepraszającym wzrokiem.
-To wejdziesz na drinka?
-Albo na obiad.-Powiedziała Anne.-Może pójdziesz z nami na obiad?
-Chyba lepiej pójdę do domu.-Powiedział Lou robiąc krok w tył.
-Jesteś pewien?-Zapytał Harry marszcząc brwi.
-Tak, mam coś do zrobienia. Baw się dobrze, do zobaczenia, może.-Dodał po cichu.
-Och, no dobrze-Powiedział rozczarowany. Gdyby chciał z nimi pójść mógł powiedzieć ale to ''Do zobaczenia, może''? Chyba jednak nie był nim tak zainteresowany. Zapadła cisza. Ojciec po raz kolejny poszedł przeczytać informacje na parkometrze. Louis uniósł rękę.
-To do widzenia.
-Do zobaczenia.
-Miło było panią poznać.-Zwrócił się do Anne.
-Ciebie też Louis.
-I..-Zwrócił się do Harrego pod okiem jego matki.-Cóż, powodzenia w dorosłym życiu.
-Tobie też powodzenia w dorosłym życiu.-Odwrócił się i zaczął odchodzić, Harry z rodzicami patrzyli za nim.
-Harry, przepraszam, czy my wam w czymś przeszkodziliśmy?-Zapytała Anne.
-Nie, nie. Louis to tylko przyjaciel. Anne uśmiechnęła się do siebie i uważnie przyjrzała się swojemu przystojnemu synowi, a potem ujęła klapy marynarki i ułożyła ją na jego ramionach.
-Harry, nie miałeś tego na sobie wczoraj?
Louis Tomlinson wracał do domu w wieczornym świetle, ciągnąc za sobą rozczarowanie. Przed chwilą, niemal ze wzruszeniem ramion, pożegnał kogoś kogo naprawdę lubił, pierwszego chłopaka na którym mu kiedykolwiek zależało, i teraz musi pogodzić się z faktem że już pewnie nigdy więcej go nie zobaczy. Nie znał nawet jego numeru, ani adresu, oczywiście w dzisiejszym świecie bardzo łatwo można było znaleźć drugiego człowieka, wystarczyło tylko wejść na facebooka lub jakiś inny portal społecznościowy ale Louis był zbyt dumny żeby zachowywać się jak jakaś melodramatyczna panienka. ''Powodzenia w dorosłym życiu'' to były ich ostatnie słowa. Czy tylko na tyle było ich stać?
Szedł dalej, dochodził już do zamku gdy usłyszał za sobą kroki, podeszwy eleganckich butów uderzających o chodnik, i nawet nim usłyszał swoje imię i odwrócił się, jego twarz rozjaśnił uśmiech bo wiedział że to on.
-Już myślałem że cię zgubiłem.-Powiedział zwalniając kroku, czerwony i zdyszany.
-Nie, jestem tu.
-Przepraszam za tamto.
-W porządku, nic się nie stało.-Harry stał z rękami opartymi o kolana próbując złapać oddech.
-Nie spodziewałem się że moi rodzice przyjadą tak wcześnie, no i pojawili się tak znienacka i byłem trochę z równowagi.. nie mogę oddychać...ale, ale pomyślałem sobie...
-Tak?
-Pomyślałem sobie że w końcu wyjeżdżam dopiero pojutrze więc może dałbyś się jutro wyciągnąć na jakąś kawę lub coś takiego?-Zapytał zmieszany, na co Louis nie mógł ukryć swojej radości.
-Jasne, czemu nie.
-O to świetnie, to może daj mi swój numer żebym mógł się z tobą skontaktować.-Harry wyciągnął z kieszeni swój telefon. Louis podyktował mu swój numer.-No to do jutra.- Patrzyli na siebie nie mogąc się ruszyć i w końcu stało się. W tej samej sekundzie ruszyli w swoją stronę, Harry położył rękę z tyłu jego głowy a w tym samym czasie Louis położył rękę na jego biodrze i zaczęli się całować, stojąc na środku ulicy, wśród spieszących się do domów ludzi, w letni wieczór i to był najsłodszy pocałunek, jakiego oboje doświadczyli w życiu. I tu wszystko się zaczęło. Tu i teraz, i oboje wiedzieli że to tak szybko się nie skończy.
Hej!!!!! I wreszcie po miesiącu udało mi się dodać mój drugi shot, wpadłam na niego wczoraj podczas oglądania gry o tron, a dzisiaj podczas wycieczki rowerowej wpadłam na pomysł żeby zmieszać to z historią z mojej ulubionej książki ''Jeden dzień'' ten kto czytał na pewno zauważy że ta historia jest mocno inspirowana tą książką, a ci co jej nie czytali to serdecznie im ją polecam. Nie wiem kiedy napiszę następną historię, na razie jestem zajęta swoim opowiadaniem, i trudno wpaść mi na odpowiednio fajny pomysł żeby coś napisać. Dobra idę się kąpać bo już późno a jutro do szkoły, więc mam nadzieje że po przeczytaniu zostawcie jakiś komentarz, kocham was <3 papapa xx
Subskrybuj:
Posty (Atom)